Dziś przyszedł do nas mój BezpośredniPrzełożony™ w sprawie kontroli przebiegu prac nad systemem sprzedaży. Pierwszy etap miał się zakończyć w tym tygodniu, dlatego przyszedł rozliczyć nas z terminów. Zbiegło się to akurat z doroczną wizytą SynaPrezesa™ w naszych coraz skromniejszych progach, jako że sprzętu nam jakoś z czasem ubywa. Okazało się też, że przechwałki dotyczące wcześniejszego ukończenia prac przez sami wiecie kogo były równie przedwczesne.

BezpośredniPrzełożony™ zapoznawszy się ze stanem faktycznym, rzekł do nas w te słowy:

  • No dobra chłopaki, to określcie mi jakiś konkretny termin.
  • Hmm, to będzie c i ę ż k o określić…

    Po tych słowy wskazałem byłem nieśmiało palcem w kierunku SynaPrezesa™.

  • Tak, zdaję sobie sprawę z tego, że ta zakała tu siedzi. Ale musicie mi dać jakiś termin, bo coś muszę SamemuPrezesowi™ powiedzieć.

    Na to SynPrezesa™ z entuzjazmem rzecze:

  • Ja mogę się od poniedziałku zająć wdrożeniem.
  • Ale chyba trzeba mieć najpierw co wdrażać…
  • Eee… yyy… no tak. Marudzisz.

    Czas jakiś później przyszedł, obejrzał półkę ze sprzętem, wziął jakąś płytę z Pentium 2 pod pachę i zaczął chodzić po biurze.

  • Co ty robisz?
  • No mówiłem ci, że stawiam ruter z firewallem w piwnicy.
  • No i?
  • No i będę potrzebował jakiś komputer do tego chyba, nie?

    Na szczęście nie zabrał nam zasilacza, pamięci i obudowy. Pomyślicie, że to z dobroci serca i ulitowania nad firmą? Otóż on ich po prostu nie znalazł.