Internet ewoluował znacznie od stanu, kiedy FrontPage firmy z Redmond był topowym edytorem HTML. Coraz większy nacisk kładzie się obecnie nie tylko na wygląd, ale na samą strukturę dokumentu. Powracają stare, dobre czasy, kiedy to naturalną rzeczą było dzielenie pliku na sekcję (choćby dosowy edytor Tag tego wymagał) - w HTML służą do tego różnego poziomu nagłówki, coraz mniej pojawia się grafik czysto dekoracyjnych (takich, które nie niosą ze sobą informacji, np. bullety przy wypunktowaniu) - tutaj pomaga CSS. Grafiki informacyjne, jak nagłówki czy zdjęcia coraz częściej posiadają poprawnie wypełniony atrybut alt, a nierzadko i tytuł w atrybucie title. Powoli, małymi krokami znikają też serwisy wymagające przepisywania dziwnych kodów z obrazków o pstrokatym tle - zabezpieczenie to można w prosty sposób zastąpić odpowiednim skryptem po stronie serwera. Zwiększa się użyteczność serwisów, także względem użytkowników o specyficznych potrzebach, jak korzystający z przeglądarek tekstowych czy z lektorów w aural browsers. Sieć coraz bardziej skupia się na informacji, popularną formą czytania o nowościach jest subskrypcja blogów i ich strumieni RSS.

Z drugiej strony coraz bardziej uciążliwym problemem jest spam i niektórzy cierpią wręcz na paranoiczny zespół ochrony prywatności. Adresy email na stronach wstawiane są na przeróżne dziwne sposoby, począwszy od najprostszych i najbardziej eleganckich - usunięcie kropek i zastąpienie małpy napisem AT, przez stosowanie dziwnych zabiegów w CSS, JavaScript, a kończąc na zastępowaniu części lub całości grafiką. Pierwsza z metod ma tę przewagę, że jest skuteczna, prosta i jedyne, czego wymaga to przepisanie kilku znaków, działa też w każdej przeglądarce na każdym systemie operacyjnym, jaki sobie wymyślimy - od telefonu komórkowego do mikrofalówki. Pozostałe obarczone są mniejszym lub większym uszczerbkiem na użyteczności - CSS zależy mocno od możliwości przeglądarki, a na tym polu dominujący nam IE nie jest mocny, JavaScript może zostać wyłączony lub w ogóle może nie być zaimplementowany (choćby w urządzeniach przenośnych). Grafika generuje problemów najwięcej - przede wszystkim nie daje się zaznaczyć i skopiować, poza tym jej semantyczne umieszczenie na stronie wymagałoby wpisania w zawartość atrybutu alt adresu email, co stoi w konflikcie z naszymi intencjami.

W niektórych przypadkach zespół ochrony prywatności posuwa się jeszcze dalej - powstają serwisy typu Hidentity, gdzie zupełnie bezpłatnie można obfuskować za pomocą grafiki nie tylko swój adres poczty elektronicznej, ale tak poufne informacje jak numer GG czy login Skype. Oczywiście, żaden bot spamowy nie jest w stanie odróżnić ich na stronie (dla GG to zwykła liczba, dla Skype dowolny ciąg znaków), ale skoro da się je ukryć w obrazku, to czemu by nie. Wkrótce pojawią się zapewne serwisy informacyjne, publikujące całe artykuły w formacie wielowarstwowego pliku Adobe Photoshopa. Autorzy Hidentity poszli nawet o krok dalej - w celu zaoszczędzenia miejsca na stronie, dane prezentowane są w postaci animowanego pliku GIF z cykliczną rotacją. Nie przeszkadza im zapewne fakt, że próbując przepisać czyjś adres bądź numerek trzeba uciekać się do intuicyjnych rozwiązań z gatunku zrób screenshot, wklej do Painta. Na koniec wiele do życzenia pozostawia też sama graficzna forma tak przygotowanej informacji - wygląda jak typowy button reklamowy, co powoduje odruchowe pomijanie takich grafik - w identyczny sposób oko automatycznie pomija bannery reklamowe. Dla ciekawskich proponuję pochodzić po dużym portalu i po przejściu na kolejną stronę spróbować przypomnieć sobie, co reklamował banner na poprzedniej.

Ja ze swojej strony do walki ze spamem polecam automatykę. Spam Assassin i filtry Bayesa sprawują się bardzo sprawnie. Otrzymuję dziennie około 600 wiadomości pocztowych, z których około 100 to spam, do dziś tylko jedna wiadomość prześliznęła się przez regułki. Inną alternatywą jest konto na GMail, gdzie filtry spamowe działają niemal całkowicie bezbłędnie.