Tym razem nie będę jeździł po Gadu-Gadu, ale tak mi się jakoś sposób tłumaczenia skojarzył.

Panowie z Brandlaya od lat nie przestają nas zaskakiwać wspaniałymi pomysłami. Zawdzięczamy im na przykład bezużyteczny klon MySpace o wdzięcznej nazwie Grono.net. O tym właśnie serwisie chciałem wspomnieć. Mam tam nawet konto — głównie dlatego, że kiedy ostatnio próbowałem je usunąć, Grono było właśnie w stadium agonalnym i każde kliknięcie guzika usuń konto kończyło się zrzutem stosu, na zmianę Pythona i Javy.

grapeo.co.uk

Problem z Gronem jest taki, że o ile — co chyba niepodważalne — cały świat, z Chuckiem Norrisem na czele, chciałby założyć sobie tam konto, to nazwa jest mocno niemediala poza granicami naszego rezerwatu kultury słowiańskiej. Weźmy więc grono i słownik polsko-angielski. Co nam wyjdzie? Grape. Cholera, zajęte. Dodajmy o na końcu!

Tak zapewne narodziło się Grapeo. Cóż, dobrze, że nie inspirowali się Flickrem, bo powstałby koszmarek na miarę grapekr. Insipiracji za to wyraźnie dostarczył im inny hit Sieci — eBay. Wystarczy spojrzeć na logo, by mieć pewność, że nie wywodzi się od pewnej wyszukiwarki z dwoma kółeczkami w nazwie.

Złota zasada łebdwazero brzmi jednak inaczej: jeśli masz zamiar skierować swój serwis do społeczności z różnych krajów, pod żadnym pozorem nie umożliwiaj im komunikacji. Tych, którzy dopiero usłyszeli o takiej zasadzie uspokajam, że Grapeo stosuje ją wzorowo.

I tak mamy na przykład przycisk Friends [1 mln], który zdaje się sugerować, że w sieci społecznej znaduje się milion użytkowników. Rozdygotany użytkownik, spoconą reką, popycha swój kursor w kierunku odnośnika, zastanawiając się w głębi duszy, jak ogarnie tak dużą liczbe nowych znajomych. Na szczęście, dział użyteczności czuwa i jakkolwiek byśmy nie sformułowali zapytania do wyszukiwarki, zawsze zwraca wszystkie 45 kont.