Środa, godzina 15:15.
SynPrezesa™ przychodzi do biura i oznajmia, że mamy się zwijać z robotą, bo punkt 16:00 wszystkie terminale jadą do sklepu i zostaną wymienione na nowsze. Może i trochę na ostatnią chwilę i nagle, może nikt nie wiedział o co chodzi, może SynPrezesa™ nie pracuje w naszej firmie, ale nikt do gadania nic nie miał. Po chwili okazało się, że deadline uległ skróceniu do 15:30. Wszystko jak leci trafiło do busa i pojechało do sklepu. Koło 18:00 nowe komputery zawitały w nasze skromne progi.
Od razu musieliśmy zająć się ich konfiguracją. Dodam, że według umowy pracuję do 18:00. Oczywiście na wstępie okazało się, że jeden z “nowiutkich” Pentium II 266 jest padnięty i czeka go droga powrotna. To jeszcze nic. Oczywiście komputer, na którym stał Windows i WinFax wyjechał na złom, a nowy przyjechał z czystym dyskiem. Cały czwartek poszedł na jego konfiurację i zmuszenie do obsługi drukarki i skanera na USB. Zdziwiony SamPrezes™ rzekł tedy: “a mi syn mówił, że to tylko podmiana komputerów, godzinka i gotowe”. I w ten oto sposób SynPrezesa™ wyniesion został do rangi specjalisty od wszystkiego, a ja, biedny administrator pozostałem tym, co wszystko psuje i nie umie w godzinę uruchomić dwunastu nowych komputerów. Na szczęście w czwartek z pomocą przyszedł mi mój BezpośredniPrzełożony™, bo SynPrezesa™ nie był łaskaw zaszczycić nas swoją “specjalistyczną” obecnością. Komputery było komu wymieniać, jednak kiedy przyszło je skonfigurować, nagle przypomniał sobie, że on przecież u nas nie pracuje.
Koniec końców sytuacja wróciła do normy dzisiaj około 14:00, kiedy od zra skonfigurowany został ostatni z komputerów, służący za workstację gnome/xfce i loghost dla reszty maszyn. A ja dalej jestem głupi i nie umiem zainstalować wszystkiego w godzinkę :).