Dzień zaczął się dosyć skromnie, tylko SamPrezes™ wpadł na chwilę, wydając z siebie przeraźliwy ryk i krzycząc, że tak dalej być nie może. Prawdziwego pracownika działu IT takie rzeczy nie przerażają, toteż z MoimWspółpracownikiem™ pomyśleliśmy, że znów coś nie działa i nikt nas nie raczył powiadomić. To był jednak błąd, o czym miałem się szybko przekonać. Nie wiedziałem jednak, że za chwilę popełnię błąd jeszcze większy, a karalny śmiercią nawet. Otóż w napadzie nagłej radości po przekomicznej scenie szturmu na nasze biuro, pozwoliłem sobie ustawić taki oto status na komunikatorze:

Plan na dziś:

[ ] wypłata
[ ] zwolnić się

A nadmienić tu należy, że atak SamegoPrezesa™ skierowany był właśnie w system wymiany planów pracy pomiędzy działem IT a zarządem. Grunt, że ustawiając status nie byłem świadom mojej niebotycznej roli w domenie Public Relations na linii firma - reszta świata. SamPrezes™, który akurat był korzystał z domowego komputera, niemal przypłacił mój wybryk życiem. Serce stanęło mu w piersi, a cała krew wbrew prawom powszechnego ciążenia znalazła się naraz w głowie. Firma jest jak rodzina. A krzywd wyrządzonych rodzinie się nie wybacza.

Nie zdziwiło mnie przeto nagłe telefoniczne wezwanie na dywanik. Dziarskim krokiem ruszyłem na spotkanie z nieznanym, nawet po części nie przeczuwająć czającego się na mnie niebezpieczeństwa. Wszedłem oto do przenajświętszego pokoju w firmie, od drzwi już widząc, że coś jest nie tak. Jak bowiem często w jednym pokoju znajdują się trzy najważniejsze dla mojej zawodowej przyszłości osoby, na co dzień pracujące w różnych gabinetach? Przewodniczący komisji lustracyjnej zdecydowanym gestem wskazał mi najtwardsze krzesło w promieniu 3 kilometrów i miłym, aczkolwiek stanowczym głosem szepnął:

- SIADAJ!
- Słucham.
- Przyszedłeś na sąd.

Specjalnie religijną osobą nie jestem, wiem jednak, czym takie rzeczy pachną. Na szczęście rodzina wie, gdzie wyszedłem z domu i upomną się o zwłoki.

- A moge wiedzieć, co zrobiłem?
- Chodzi o całokształt!
- Jesteście, a właściwie jesteś, bezczelny i arogancki w swoim zachowaniu.
- Co takiego zrobiłem tak właściwie?
- Chodzi o to, jak wyrażasz swój stosunek do pracy.
- A jak wyrażam?
- Z naszej strony to wygląda tak, że nic wam się nie podoba. Wszystko negujecie, nie chcecie przyjmować nowych zadań.
- Bo każde nowe zadanie to kolejne godziny po 22:00?
- To nie może tak być! Z naszej strony to wygląda inaczej, nie, to jest inaczej!
- To znaczy jak?
- Masz jakiś problem z tą pracą? Z zarobkami?
- O tym już rozmawialiśmy, dlatego tylko na dwa miesiące umowę podpisałem.
- Tak dalej być nie może. Bo ty nie chcesz wykonywać takich zadań ogólnie informatycznych.

W tym momencie przypomniał mi się poprzedni telefon od SamegoPrezesa™: “który z was mi naprawi satelitę?” oraz lukratywna propozycja fotografowania piłek.

- Jakich zadań?
- Ja wiem, że to wszystko ma dwie strony, z jednej jesteś programistą, a z drugiej informatykiem i to się musi pogodzić jakoś. Płacimy ci za to, żeby sieć firmowa działała, ale to nie zarabia na siebie, dlatego musisz też pracować dla naszych klientów. Musisz mieć na to czas.
- Właściwie ostatnio tylko na to mam czas.
- Nie możesz zaniedbywać programowania, to za wolno idzie, ja bym chciał, żeby szło tak z osiem razy szybciej.
- Ale nas jest tylko dwóch...
- No właśnie, my nie wiemy, co wy robicie! Ja nie wiem, za co ci płacę!

Tu nie wytrzymałem i pomimo swojej trudnej sytuacji, wybuchnąłem śmiechem. Aż chciało się dodać “jak nie wiecie, za co płacicie, to przeczytajcie umowę - tam jest napisane, że płacicie za administrację siecią, nie ma ani słowa o tworzeniu i uaktualnianiu stron o krzywych kręgosłupach i obciążeniu biednych dzieci z Koziej Wólki tornistrami i plecakami w latach 1027-1999”. Zresztą, nie byłem świadom swego dualizmu korpuskularno-falowego, odwiecznego rozłamu na część informatyczną i programistyczną, przy czym podział jest na pół i obie połowy są za małe - jako że i programowanie, i aktualizacja stron są osiem razy zbyt wolne. Teoretycznie mógłbym przyspieszyć to dwukrotnie rezygnując z pewnych używek (sen, jedzenie, rodzina), jednak doba z pewnością do 96 godzin nie urośnie, by sprostać wymaganiom samej góry. Filozofię musiałem jednak odłożyć na bok:

- I udzielamy ci oficjalnej nagany!
- A za co tym razem?
- Za twój szczeniacki wybryk na gadu!
- A co takiego zrobiłem?
- Twój status! To jest nie do przyjęcia, żeby taki wizerunek firmy kreować na zewnątrz!
- A jaki to ma związek z firmą?
- Dla mnie, jak widzę ciebie i w opisie słowo "firma", to jednoznacznie wiem o co chodzi!
- Ale tam nie było nawet słowa "firma". Poza tym status jest dla grupy znajomych a nie dla połowy świata.
- Nie może tak być! To niedopuszczalne!
- A gdybym ustawił status "zaraz się zastrzelę", to też by było niepoprawne politycznie?
- TAK!.. Albo może nie... No "zaraz się zastrzelę" to chyba nie, ale zależy w jakich godzinach...
- ...
- A teraz najważniejsza kwestia, musicie mieć system planowania i informowania mnie o postępach prac. Ja muszę wszystko wiedzieć. I nie mówię tu o programistycznych szczegółach, chodzi mi o ogólne rzeczy i terminy zamknięcia.
- Był wcześniej system, gdzie rozpisywaliśmy terminy i zadania, ale został odrzucony przez zarząd...
- Bo jak piszesz "modyfikacja modułu zamówień", to mi to nic nie mówi!

Tak oto dowiedziałem się, że nawet zastrzelić się mogę tylko po godzinach, a kiedy przychodzi do programowania, SamPrezes™ chciałby jednocześnie nie wnikać w szczegóły i je znać.

Nieomal zapomniałbym dodać, że to MójWspółpracownik™ ma na mnie taki zły wpływ. To wszystko ta bestyja, ten potwór szkaradny, ta wredna zaraza. Pewnie właśnie przez niego mam coraz więcej pracy, a odkąd zaczął pracować nad systemem sprzedaży, prace spowolniły, a nawet praktycznie stanęły w miejscu! Wiedziałem, że nie mogę ci ufać, tuś mi bratku! Gdyby tylko SamPrezes™ wiedział, że znamy się sporo dłużej niż ja pracuję w tej firmie, a na pewno wieki dłużej zanim z nim firma podjęła współpracę… Aż tyle czasu zwlekał, zanim krew mą psuć zaczął.

Podsumowując: Starożytni się nie mylili, człowiek ma jednak naturę dwoistą. Jest za a nawet przeciw. Systemy planowania są najlepsze gdy, nie zawierają informacji o wykonaniu danego zadania. Poprzedni system miał kratkę przy każdej pozycji, w której stawialiśmy krzyżyk po zamknięciu zadania w terminie, niestety SamPrezes™ poinformował nas, że “te krzyżyki to sobie możemy na grobach postawić”. A motto na dziś? “Ja się zaraz zastrzelę, ale tylko w godzinach 18:00-09:30”.

Ostatnia zaś wypowiedź, która padła pod moim adresem, to “wy sobie stworzyliście firmę w firmie!”. Jakby się nad tym dłużej zastanowić, jest to święta prawda. Wszystko musimy robić sami, załatwiać sami, planować sami. Sami też musimy zarobić na swoją pensję, stanowimy właściwie we dwóch w pełni wartościową firmę. Jedna tylko myśl kołacze mi się po głowie. W takim razie… po co nam prezes?