Pisząc o Luminocity przypomniałem sobie o nie tak dawnych eksperymentach z innym oprogramowaniem dla dotkniętych problemem młodzieńczego trądziku. Chodzi mi o Enlightenment w swojej siedemnastej odsłonie.
Siedemnastka
zawiera przepisany od zera manager okien, nowy zestaw widgetów (lub kontrolek, jak kto woli), własny moduł logowania i to, co fani Enlightenment zawsze sobie chwalili - maksymalnie zoptymalizowany kod. Środowisko nie ma jeszcze pełnej funkcjonalności (choć przyznaję, że do testów używałem snapshotu sprzed miesiąca), za to powala setką małych, cieszących oko detali. Wszystko jest animowane, błyszczy, świeci, tylko śpiewu brak (ale od czego jest ikona XMMS w domyślnym ustawieniu docka).
O ile większość z efektów można z punktu widzenia używalności pominąć, kilka rzeczy cieszy więcej niż oko. Przede wszystkim dostarczone przez autorów testy z setką latających po ekranie widgetów pokazały u mnie trochę ponad 160 klatek na sekundę. Wynik tyle oszałamiający co niemożliwy do uzyskania w żadnym z konkurencyjnych środowisk desktopowych (zaznaczam, że obiekty to między innymi antyaliasowane teksty, gradientowane boksy - w tym do przezroczystości, obrazki z kanałem alfa).
Drugi ciekawy pomysł, to rozwiązanie trybu edytora pulpitu jako przełącznika w menu kontekstowym. Po jego aktywacji możemy dowolnie skalować i przemieszczać składające się na nasz pulpit aplety (zegarki, wskaźniki, paski menu). Po dezaktywacji trybu edycyjnego, pulpit zostaje na powrót zamrożony i nie grozi nam przypadkowe uszkodzenie tak pieczołowicie przygotowanej kompozycji.
Ja pozostanę przy Gnome, bo cenię sobie zintegrowane środowisko pracy, ale część z użytkowników lekkich
pulpitów w rodzaju Xfce4 czy FWM może już dziś zacząć zastanawiać się nad przyszłą przesiadką ;).
Na koniec jeszcze obowiązkowy zestaw screenów pokazujących e17 w działaniu.