Nie dało się tego uniknąć. Świadom porażki Epizodu Pierwszego i Ataku Klonów, mimo wszystko, wybrałem się do kina z Jarvisem na Zemstę Sithów. Teraz już wiem, czemu niektórzy w mowie potocznej odnoszą się do tego filmu per zemsta shitów
. Pan Lucas nie zawiódł swoich nowych, nastoletnich fanów sagi i zgotował im kolejny odcinek teleranka.
Recenzja będzie odrobinę chaotyczna, film jest tak wielopłaszczyznowy, że trudno analizować go chronologicznie, zacznę może od metafory. Na statku Hrabiego Dooku Anakin (a może Ani? Ale czy Ani jest cały?
) musiał wycinać dziurę w suficie windy, bo nie było klapy. W kinie klapa była, film jest tragiczny.
Stary George nie oszczędzał na efektach specjalnych. Od pierwszej minuty filmu do samych napisów końcowych towarzyszy nam w 90% grafika komputerowa. Pozostałe 10% to coś pomiędzy Tajemnicami piasków a Niewolnicą Izaurą - kino familijne o nieprzeciętnej mimice i ogólnie grze aktorskiej. Na pochwałę zasługują przede wszystkim bardzo sugestywne monologi, pełne bólu i cierpnienia (ze strony widzów głównie) - np. Obi-Wan Cannot-Be, który ogląda hologram Anakina mordującego dzieci w Świątyni Jedi. Minę ma niczym typowy polski widz, doświadczający właśnie reklam na Polsacie, toteż po chwili (około 3 sekundy później) uznaje nie mogę już na to patrzeć
i sprzęt wyłącza. Sam przyszły Vader scenę tę przeżył znacznie bardziej dramatycznie, pojechał zobaczyć się z żoną i już samo spojrzenie w jego oczy powiedziało jej wszystko o tej straszliwej zbrodni: (cytując kumpla Jarvisa) kochanie, wybiłem do nogi lokalne przedszkole, będziemy musieli zapisać dzieciaka do jakiegoś innego
.
Temat masowych mordów nie jest w Polsce zbyt lekkim do dyskusji, toteż zajmijmy się czymś przyjemnym, np. droidami bzykaczami
, czyż sama nazwa nie jest wspaniała? Takie zwykłe kosmiczne kleszcze, a jak wiadomo na kleszcze najskuteczniejszą bronią jest R2. Nasz śmietnikopodobny kolega zyskał kilka nowych umiejętności, niestety zatracił je już w 19 lat później, kiedy to toczy się akcja Gwiezdnych Wojen. Jakież to zdolności? Przede wszystkim uniezależnił się od dźwigów dokowych. Bez problemu sam wskakuje i wyskakuje ze swojego slotu w myśliwcach. Dorósł też płciowo, o czym upewnił nas pokazując dwóm strażnikom siusiaka i oblewając ich olejem. Po co zapytacie? Otóż planował właśnie podpalic ich za pomocą swoich silników odrzutowych. Taka mała konserwa, a funkcji ma jak szwajcarski scyzoryk, pomyśleć, że inne astrodroidy większość swego życia
przegniły w statkach kosmicznych.
Również nasz stary znajomy, Yoda, nie próżnował od czasu Ataku. Po powrocie z sanatorium w Ciechocinku, był nie do poznania. Mało kto wie, że w uzdrowisku dochrapał się pozycji rozgrywającego w lokalnej drużynie koszykarskiej. Upust swym talentom dał w scenie rodem z polskich stadionów, kiedy to w sali obrad Senatu Republiki zły Pan Sith wyrywał ławeczki z trybun i ciskał nimi w tego biednego, zgrzybiałego, poruszającego się o lasce, trzymetrowymi susami, staruszka.
W tym samym czasie, nasz dzielny druh, Ani z Zielonego Wzgórza, toczył bój na śmierć i życie ze swym uprzednim mentorem, Kenobim. Było gorąco! Niemal żałowałem, że na seans nie przybyłem w okularach przeciwsłonecznych. Lawa tu, lawa tam, płomienie na pierwszym planie. Wszystko się wali, syczy i pali. Pan zła i ciemności, zaślepiony gniewem, nie zauważył nawet iż stracił rękę i dwie nogi. Nie robiło to wielkiej różnicy, jako że pozostała ręka była metalową pamiątką po spotkaniu z Dooku. Nie robiło różnicy też o tyle, że chwilę później spłonął żywcem (jako, że Tyskie do Lucasa na czas nie dojechało).
Czemu był zły, zapytacie? Podobno przeżywał wewnętrzną walkę uczuć, ponoć targały nim sprzeczne wartości, że to niby wybierał między życiem żony a drogą światłości? Bzdura, biedny Ani nie był kochany w domu i, jak każdy nastolatek, postanowił się zbuntować. Mamo, a oni mi nie dali tytułu mistrza!
- Przyłącz się do Ciemnej Strony!
- Nie!
- No przyłącz się, będziesz miał dłuższego.
- Nie!
- No chodź...
- No dobra.
. Ostateczną decyzję podjął jednak podczas pełnej grozy i napięcia sceny To on jest zdrajcą!
- Nie, to on!
- Nie to on.
- On.
- To on, na syfa dziesięć.
- Pobite gary... aaaaaaa!
(i tu defenestrował). Wróćmy jednak do naszego konającego, przypalonego, beznogiego i bezrękiego kolegi.
Typowy Kowalski miałby trudności z odnalezieniem się w podobnej sytuacji. Nie co dzień bowiem człowiek budzi się z takim kacem, a tu ni ręki ni nogi, a na dodatek jeziora lawy ogniste. Dzielny, świeżo upieczony (dosłownie) Sith, nie poddał się jednak i walczył do końca, jedyną pozostałą mu kończyną jął czołgać się w stronę wyjścia, niczym czołga się do wyjścia widz pod koniec drugiej godziny tego filmu. Na szczęście Imperator wpadł w porę i zabrał go do siebie na kurację. A był to zabieg długi i niezwykle skomplikowany. W ciągu przeszło pięciu minut, cztery automaty - specjalnie wypożyczone przez Sithów z zakładów montażowych Forda - przykręciły Vaderowi nowe nóżki, które to przypadkiem właśnie w jego rozmiarze ostały się na magazynie. Do tego nowa rączka i wdzianko od Versace. Ach, jeszcze kask na magnesiki i voila. Moon power make-up, chciałoby się rzec. Jeszcze tylko ryk rannego bawołu, postrzelonego z procy wykałaczką, na wieść o śmierci połowicy i można opanować galaktykę.
Ciekawa bardzo jest również scena na Kashyyyk. Nikt właściwie nie wie, po co ona jest, ale to właśnie nastrój tajemniczości przesądził o sukcesie oryginalnej trylogii. Ah, zapomniałbym że tak się miło złożyło, że spośród milionów Wookiee, akurat Chewbacca mieszkał przy samym lotnisku, cóż za zbieg okoliczności.
Żeby do końca nie narzekać, wspomnę jeszcze o przepięknych scenach walki, których nagrania dłużyły się do tego stopnia, że kamerzysta przez większość czasu starał się zobaczyć, która jest godzina, przybliżając obraz nadgarstka raz jednego, raz drugiego z bohaterów starcia.
Jeśli jeszcze ktoś nie zauważył, to film mi się nie podobał. Szkoda wydawać 15 PLN na bilet do kina. Chyba, że ktoś jest fanem serii i, jak ja, musi się o tym przekonać na własnej skórze. Nie polecam, chyba że TVP1 puści go kiedyś za darmo w ramach kina familijnego
po Teleranku