Jak podaje Gazeta, policjanci zatrzymali dziewięć osób, które nielegalnie tłumaczyły dialogi z filmów.
Czy to ja jestem przed poranną kawą, czy może to zdanie jest zwyczajnie idiotyczne?
Jak można nielegalnie tłumaczyć? Nielegalne może być rozpowszechnianie tłumaczeń książek bez zgody wydawcy, nielegalne może być kopiowanie filmów. Ale tłumaczenie? Może sam fakt, że znam biegle jeden język obcy i dwa inne w stopniu podstawowym jest już dostatecznym powodem, żeby mnie aresztować? Można bowiem domniemać, że skoro posiadam wszelkie po temu predyspozycje, mogłem uczyć się języków z zamiarem tłumaczenia. A to jest przecież nielegalne.
Czy jeśli opowiem koledze film, to złamię prawo? A jeśli film był po francusku i będę go opowiadał po polsku?
Czy napisanie streszczenia książki jest legalne? A recenzji filmu? Można przecież podnieść podobny argument — w przypadku 90% serwowanej nam przez kina papki, po przeczytaniu recenzji, mniej ludzi obejrzy film, bo część uzna, że to szmira.
Polskie listy dialogowe szkodzą kinematografii dokładnie w ten sam sposób. Przecież nikt nie przeczyta samych napisów zamiast obejrzenia filmu, prawda? A czy któryś z serwisów oferował nielegalne kopie filmu do pobrania? Nie oferował, to o co chodzi?
Panie Gutek i inni wydawcy, ja oglądam filmów dużo. Mam w domu całe sterty legalnych płyt, oglądałem też masę pirackich kopii. Gdyby chociaż połowę z interesujących mnie tytułów dało się kupić w Polsce, to byłbym szczęśliwy. I tak, zapłaciłbym za nie. Dlatego, żeby je mieć, nie dlatego, że czekam na wasze spolszczenia. Angielskie filmy oglądam w oryginalnych wersjach językowych. Japońskie z angielskimi napisami.
A panowie niech się zastanowią, co wam złego zrobili tłumacze. Ja bym na waszym miejscu podpisywał z nimi kontrakty zamiast podawać ich do sądu. Bo oni — w przeciwieństwie do waszych profesjonalistów — nie uważają, że fuck
to znaczy kurczę.