Cieszą mnie bardzo kolejne blogowe akcje. Są niezwykle wymowne i barwne. Coś na kształt pielęgniarek strajkujących w sanatorium. O czym mówię?

Niedawno usłyszałem, że powinienem odezwać się w sprawie Tybetu, bo temat to ważny i milczeć nie wolno. Odzywam się zatem. Słowami, których nie uświadczysz na portalach z milionami odsłon. To blog i mam prawo wypisywać, co mi się tylko podoba — tobie nikt nie każe tego czytać, więc wszystko wygląda fair, prawda?

Tybet jest nową Afryką, że się tak — łebdwazeo — wyrażę. Od tygodnia o niczym innym na polskich blogach nie czytam. Liczyłem na tradycyjną lawinę katolickich wartości świątecznych, ale nie. You failed. Piszecie w kółko o Tybecie, jakby Chiny najechały i zajęły go sobie w moje cholerne imieniny. Przykro mi, że was zawiodę, Tybet nie jest osobnym krajem, nie był też tydzień temu. Kto poda okresy kiedy był, w ciągu całego dwudziestego wieku? Czy słyszałem, jak ktoś z sali powiedział pod nosem nigdy?

Co zrobiły Chiny z Tybetem? A co stało się z Kosowem? Który kraj ostatnio opowiedział się za ich niezależnością? Czyżby Polska? Cóż za niefart. Może i zacne są te wszystkie akcje i akcyjki, ale kurwa, błagam was. Wasze akcje są tak skuteczne i przemyślane, jak naklejenie sobie na zderzaku malucha deklaracji nie zgadzam się z głodem w Afryce. Niewątpliwie jest to największy w dziejach ludzkości krok do rozwiązania problemu. Oczyma wyobraźni widzę spotkanie na szczycie, na które wpada nagle sekretarz stanu Polski z mrożącą krew w żyłach informacją: dwudziestu trzech blogerów z Pcimia nie zgadza się na olimpiadę w Pekinie. Tak zaczną srać po gaciach, że Zewa, producent najbardziej miękkiej na świecie srajtaśmy, trafi do Fortune 100.

Ładne są te wasze znaczki, fajne te protesty i, oczywiście, doceniam elektroniczne petycje. To takie sympatyczne i niegroźne dziwactwa, ale w Polsce (i na całym świecie) sprawy załatwia się na papierze. Chcesz coś zdziałać? Poświęć pięć minut i zapakuj to w kopertę. Półgodzinna tyrada na głównej stronie Joggera co najwyżej pozwoli zarobić na reklamach (albo zbankrutować, jeśli to twój serwer utrzymuje znaczek akcji, do którego wszyscy hotlinkują). Jak krytykować, to konstruktywnie. Jak protestować, to pod właściwym urzędem. Nikt się nie przejmie człowiekiem, który — w ramach głodówki — przez trzy dni prowadził bloga bez pizzy.

Stado babć w beretach potrafi wziąć jebany długopis do ręki i wysłać milion protestów w sprawie jednego autobusu. Przykro, że zginęło tam kilkadziesiąt osób, ale zaraz znalazły się fundusze, prawda? A wam od stukania komciów odjęło część mózgu odpowiedzialną za trzymanie pióra i ślinienie kopert? Nie? To do roboty, a na blogach opisujcie nowinki z życia Sieci i skład śniadania.

Na koniec zagadka. Wiecie, co to jest pięć olimpijskich kółek na tle plamy krwi? Czarny humor. I nic więcej. Zanim mnie zjecie, pozwólcie, że przyznam wam z góry rację, a w ramach rekompensaty przygotuję blogo-wlepki z napisami, odpowiednio bezrobocie jest do dupy, niepodległy Śląsk i to nie fair, że moja mama utrzymuje tego bloga. Stay tuned, drodzy obrażeni hipokryci, resztę miłośników ironii serdecznie pozdrawiam.