Cóż porabia w dzisiejszych czasach programista?
pytacie mnie w rozlicznych listach, jakie nieustannie docierają na adres redakcji. Wydaje się, że najwierniejszymi fanami są pan Urząd Skarbowy oraz pan Zakład Ubezpieczeń Społecznych. Drodzy Urzędzie i Zakładzie, szukałem fontów.
Czcionek!
— wyczuwam oburzenie rodzące się w głowie pana w drugim rzędzie, który po chwili jednak pąsowieje, przypominając sobie, że czcionką nazywamy fizyczny nośnik kroju. Taką, pardon, metalową wersję połówki ziemniaka — zupełnie nieinformatyczny temat, nieprawdaż?
Fontów szukałem w celach bardziej naukowych, niż artystycznych czy użytkowych, jednak poszukiwania te przyniosły dość nieoczekiwany rezultat. Postanowiłem mianowicie odświeżyć swoją znajomość z rodziną M+, którą zapewne wszyscy doskonale znacie.
Tu następuje dramatyczna pauza, dzięki której wszyscy słyszą, kto w pośpiechu nadrabia zaległości…
Teraz już wszyscy zdecydowanie kiwacie głową, dyskretnie zerkając, czy koleżanka przy biurku po prawej domyśla się prawdy, a ja wprawiam was w większe jeszcze zakłopotanie, przypominając, że chodzi o programistów. Postanowiłem mianowicie tytułowego M+ MN Type-1 użyć w charakterze systemowej czcionki o stałej szerokości. Efekt? Pierwsze objawy uzależnienia.
Zobaczcie zresztą sami (pionowa linia wyznacza granicę 80 kolumn):
Dla porównania Droid Sans Mono:
Toż to wygląda, jak moje pierwsze ATARI
zakrzykną na widok drugiego obrazka ci bardziej spostrzegawczy, a słuszności ich słowom odmówić nie sposób. Idźcie przeto i krzewcie dobrą nowinę pośród ludu swego. Czyż nie zostało bowiem powiedziane poznasz programistę złego po rozlazłym foncie jego?