Siedząc przed komputerem, człowiek niejednokrotnie boryka się z tym samym i wciąż powtarzającym się problemem. Nie jest to jeden z tych znanych z BTSów showstopperów, ale nie umniejsza to jego wagi ani o gram. Sprawa jest o tyle mniej przyjemna, że nie tyczy się cyberprzestrzeni, w której nurzamy się zawodowo czy prywatnie, a życia jak najbardziej realnego. W dobie komputerów, gdzie najwartościowszym towarem jest sygnał i ciągi jego bitów, jest to doznanie wręcz niecodzienne. Przyzwyczajeni myśleć o sobie jak o wszechpotężnych jednostkach, które na wyciągnięcie klawisza czy może w zasięgu myszki mają nieograniczoną wręcz siłę stwórczą, współcześni hakerzy przegrywają z kretesem w starciach z własną fizycznością. Niemożliwość prześledzenia zachodzących tam procesów, rozbioru na wątki, czy podejrzenia kodu czyni zmagania ze światem rzeczywistym czymś koszmarnym i odrażającym, czymś czego chcieliby unikać za wszelką cenę. Nic więc dziwnego, że tak zwana młodzież z badblockami na twarzy nierzadko pozbawiona jest jakiegokolwiek życia socjalnego. Są to wyalienowane jednostki, które na kanałach IRC kreują się na guru, jednocześnie mając problemy z załatwieniem najprostszej choćby sprawy, kiedy wymagany jest bezpośredni kontakt z ludźmi. Reasumując, chciałem napisać, że nie wiem, czemu swędzi mnie kolano.