Swego czasu pisaliśmy w robocie taki skrypt do automatycznego backupu danych. Ot wywołanie partimage w trybie wsadowym, żeby się połączył z serwerem i zrzucił obraz partycji. Żadna filozofia. Skrypt dodatkowo zakładał w / symlink o nazwie backup, coby nikomu nie przyszło do głowy w tym czasie mieszać w poldku czy rpm-ie. Wszystko działało cacy, skrypt był wołany z crontaba, zakładał swój symlink, czekał 10 czy 15 minut i zaczynał backup. Wszystko było na dobrej drodze do sukcesu, ale…

Ale katastrofa zaczęła się właśnie od tego kilkunastominutowego oczekiwania. SynPrezesa™ nie mógł przeczekać tych paru minut, więc zabił skrypt z palca. Oczywiście pozostał prowadzący do nikąd symlink w głównym katalogu. Co więc zrobił? Włączył midnighta, przeszedł na koniec listy plików i katalogów w /, gdzie znajdował się nasz nieszczęsny link, coś tam powciskał i już po chwili nie było… /bin (!). Jak wiadomo, klawisze Home i F8 są tak blisko siebie, że czasem człowiek się pomyli i wciśnie dwa na raz ;D.

Morał: rm -f /backup nigdy cię nie zawiedzie, nie ufaj mc i synom wysoko postawionych osób :).