Rano przychodzimy do biura, okazuje się, że komputer, na którym pracował syn prezesa, jest w całkowitej rozsypce. Brakuje zasilacza, połowy pamięci, karta graficzna leży w środku luzem. Spalił się w domu komputer i trzeba było podmienić. Ale brakuje też dysku z innego serwera, który podłączony był tam tylko tymczasowo.

Przychodzi syn prezesa. Kulturalnie zadałem pytanie o brakujący dysk. W odpowiedzi usłyszałem “a, zapomniałem go wyciągnąć”. Po chwili syn prezesa dodał “a w ogóle to potrzebny wam ten dysk, bo ja bym go sobie wziął do domu”. A ja, naiwny, myślałem, że komuna umarła.