Wczoraj miałem zaszczyt przebywać na przyjęciu towarzyskim (łac. bibos) w charakterze alterimprezowicza, jako że w tym samym czasie w tym samym miejscu odbywało się inne party (mechanika kwantowa się kłania). Gości z tej drugiej imprezy nie znałem, a byli nieco młodsi - mediana wynosiła 17 lat. Zachowywali się dość chaotycznie i przejawiali wszelkie cechy dobrze wytrenowanego kamikaze.
Zdenerwowałem się nieco, kiedy odkryłem, że ktoś majstrował przy moim plecaku. Szybka procedura sprawdzania spójności środowiska - portfel jest, zawartość się zgadza; notebook jest; segregator z płytami nie zginął; telefon mam zawsze przy pasku. Po co więc dłubać w cudzym plecaku? Okazało się, że ktoś zabrał kilka tabletek Ibupromu (ślad - brakująca wata w słoiczku). Drugie znalezisko rozbawiło mnie jednak dalece mocniej.
Zginęła jedna prezerwatywa. :D