Grupa oszołomów (liczy się pierwsze wrażenie) z serwisu NoAdBlock zapewniła mi rozrywkę na sporą część wieczoru. Niedługo będę musiał wprowadzić płatne konta dla czytelników, ale od początku.
Akcja wyskoczyła parę dni temu na grupie pl.comp.www
. Początkowo pośmiałem się i pomyślałem sobie pewnie prowokacja.
Dzisiaj przekopałem się przez cały wątek i jestem pod wrażeniem tego, co ludzie potrafią wymyślić, kiedy im się nudzi.
Celowy cel akcji
Na stronie czytamy:
NoAdBlock to celowa akcja internetowa mają na celu…
Miłe zaskoczenie już na początku. Jak wiadomo, większość akcji jest bezcelowych. Dalej typowy synkretyzm rodzajowy i tak zwany wiersz biały kononowiczowski (co się stało się
).
Reklamy gwarancją jakości w Sieci
Stojący za akcją marketoidzi (bo i kto inny?) śmią twierdzić, że blokowanie chamskich reklam psuje Internet. Że jedyną alternatywą dla nachalnych toplayerów we flashu jest płatny dostęp do treści. Rozumiem, że reklama kontekstowa to bzdura, a wrocławianie na stronie o klockach lego poszukują migających i śpiewających promocji odkurzaczy w sklepie z Bydgoszczy. Nieetyczne nie jest blokowanie pełnoekranowych reklam, nieetyczne jest pobieranie pieniędzy od reklamodawców za kliknięcie zamiast faktycznego zakupu.
Przez to zamiast profilować reklamy według zainteresowań internauty, agencje wciskają mi bzdury zupełnie od czapy i przez to na serwisie o rowerach wyskakuje mi pełnoekranowa reklama psiej karmy. Nawet jeśli na nią kliknę (bo nie trafię w trzypikselowy krzyżyk do zamykania), to reklamodawca na tym straci. Straci podwójnie — raz, że zapłaci za transfer, a ja od razu zamknę jego stronę; dwa, że najskuteczniejszą formą reklamy jest marketing wirusowy, a ja będę szczerze odradzał jego produkty potencjalnym nabywcom, sparzony nieuczciwym naciągactwem.
Siódme: nie kradnij
W samym wątku można też przeczytać, że blokowanie reklam to kradzież, tak samo jak piractwo komputerowe. Po pierwsze, piractwo komputerowe nie posiada znamion kradzieży. Nie ma mowy o uszczupleniu stanu posiadania prawowitego autora programu. Można mówić o nieuczciwej konkurencji, nieautoryzowanej redystrybucji, łamaniu licencji, o przestępczości gospodarczej (bo który pirat ze stadionu rozlicza dochody), ale nie o kradzieży.
Podobnie w przypadku blokowania reklam, kradzieży nie ma. Mało tego, prawo w Polsce daje mi pełną swobodę w dziedzinie obróbki pozyskanych legalnie danych (z wyjątkiem prawa do redystrybucji poza warunkami użytku dozwolonego). Mogę więc sobie wyciąć reklamy, mogę je przemalować, a nawet zmienić treść samej strony. Legalnie.
Nie kupisz proszku do prania — wynocha
Najlepszy jest jednak pomysł blokowania ludzi, którzy nie pobierają reklam. Rzekomo dostęp do treści jest automatycznie objęty jakąś magiczną licencją, która zobowiązuje mnie do podziwiania serwowanych mi moim kosztem miniatur filmowych. Bzdura, do momentu, kiedy nie zaakceptuję świadomie jakiejś licencji, to nic mnie nie obowiązuje. Internet jest wolny i bezpłatny by design, a na niektóre formy reklamy zgadzam się dobrowolnie, bo to ja płacę za oglądanie reklam.
Przy regularnie odwiedzanym wartościowym serwisie, wolałbym zapłacić tych 5 złotych miesięcznie niż za każdym razem pobierać od kilkuset kilo- do kilku megabajtów niezamówionej treści. A jeszcze taniej jest te ustrojstwa wyłączyć.
Na koniec
Podsumowując, skoro reklam u mnie nie oglądacie, pozostaje mi wprowadzić płatny dostęp do notek. Wszak nie liczy się ciekawa treść, ważne są tylko pieniądze wyciągane od idiotów. A teraz marsz, instalować AdBlock Plus, najskuteczniejsze narzędzie do nieetycznego filtrowania zasobów Sieci (i nie cieknie pamięcią, w przeciwieństwie do oryginalnego AdBlocka).