Riddle pisał o iPhonie. Starał się przedstawić swoje stanowisko obiektywnie, czy mu się to udało — nie mnie oceniać. Chciałem za to napisać coś o elektronice użytkowej z mojego punktu widzenia.
Nie mam iPhona
Nosiłem się z zamiarem jego zakupu jeszcze w sierpniu. Na przełomie września i października, firma, której nazwę na nasz ojczysty można by przetłumaczyć jako smutek,
zapowiedziała, że owa jednoczesna premiera nowych urządzeć na rynkach wszystkich krajów
oznacza mniej więcej tyle, że w Polsce iPod Touch pojawi się nie wcześniej niż w grudniu, a iPhone może kiedyś się pojawi. W tym momencie zrezygnowałem też z zakupu nowego iPoda.
Coś mnie powstrzymało
Szybko okazało się bowiem, że nowe urządzenia działają tylko pod kontrolą iTunes. W przypadku iPoda jest to tylko kwestia aktualizacji algorytmów zapisujących iTunesDB (Apple dodało dwie sumy kontrolne) w stabilnych wersjach oprogramowania. W przypadku iPhona oznacza to konieczność uprzedniego odceglenia
sprzętu, co oznacza także pożegnanie się z naprawami gwarancyjnymi.
Nie jestem aż tak wielkim fanem rozwiązań firmy z nadgryzionym jabłkiem w logotypie. Apple to użyteczność, zaś ta ostatnia nie kojarzy mi się ze ściąganiem sprzętu z eBaya i koniecznością crackowania go przez SSH. Jestem szczęśliwym posiadaczem drugiego już iPoda Nano (kolejno pierwsza i druga generacja) i nie wymaga on ode mnie niczego ponad podłączenie go do komputera. Razem z innymi zwolennikami oprogramowania opensource staraliśmy się, żeby korzystanie z iPoda było tak samo przyjazne na platformach *niksowych. W przypadku nowych urządzeń, Apple nam to utrudnia.
Nie żałuję
Mam przyjemność znać posiadaczy zarówno iPhona, jak i iPoda Touch. Jedni i drudzy posiadają również starsze modele iPodów, co pozwala lepiej ocenić zmiany. Nazwanie iPhone produktem rewolucyjnym to stanowcza przesada. Ewolucyjnym — a i owszem, do rewolucji wymagana jest jednak innowacja.
Wszyscy użytkownicy dotykowych urządzeń — niczym jeden mąż — narzekają na brak kółka. Kocham swój click wheel. Pozwala mi sterować iPodem w kieszeni za pomocą jednego palca. Pozbycie się płynnego przewijania precyzyjnym kółkiem na rzecz dotykowego suwaczka długości paru centymetrów jest dla mnie ogromnym krokiem wstecz w dziedzinie interfejsu przenośnych odtwarzaczy. Jeśli 30-minutowy podcast podzielić na 200 pikseli suwaczka, szybko okaże się, że przewinięcie pliku o mniej niż 10 sekund wymaga precyzji na poziomie jednego piksela.
Co zamiast?
Dziś planuję już zakup Nseries N810 — urządzenia otwartego, działającego pod kontrolą wolnego oprogramowania. Sprzęt? GPS, sieć bezprzewodowa, Bluetooth, czytnik kart i ekran dotykowy. A do tego system oparty o GNU/Linux, Maemo, Avahi (protokół Bonjour, którym Riddle zachwycał się w komentarzach) i pełna swoboda doboru aplikacji (w tym przeglądarki oparte o Gecko i WebKit).
Oczywiście jest też pełne wsparcie dla multimediów, ale nie będę o nim wspominał, bo dla mnie ekran 5" to o co najmniej 20" za mało, żeby oglądać na nim filmy. Moje oko cieszy od niedawna ciekłokrystaliczny 32", do którego podłączone są PlayStation 2 i odtwarzacz Kiss DP-1000. Ten ostatni kupiłem dawno temu i gdybym miał dziś wybierać, zdecydowałbym się na któryś z droższych modeli Kissa — brakuje nieco obsługi sieci. Do słuchania muzyki używam iPoda Nano, a z przesiadką na jakikolwiek telefon poczekam. I będę tak czekać, aż do masowej produkcji wejdą słuchawki studyjne z mikrofonami dla telefonów.
Właśnie, co z telefonem? Cóż, jako wierny fan Sony Ericssona, przedwczoraj zmieniłem wysłużonego K700i na nieco nowszy K800i. Tutaj, w przeciwieństwie do iPhona, 3G działa ;)