Kilka dni temu miałem okazję zaprosić do rozmowy twórców niedocenianego na Polskich blogach serwisu, wynik do obejrzenia poniżej. Rozmawiali ze mną Michał Popielnicki (MP) i Tomasz Sieroń (TS) z ekipy mapness.net.
PZ: Są tu ze mną Michał Popielnicki i Tomek Sieroń z zespołu odpowiedzialnego za serwis mapness.net, witam was serdecznie.
MP: Cześć. Gorąco pozdrawiamy wszystkie czytelniczki.
PZ: Mało u nas słychać o Mapness, może więc na początek powiecie nam coś o samym serwisie?
TS: Nasz projekt to internetowy dziennik podróży i social journey planner.
MP: Na tym etapie Mapness to internetowy dziennik podróży, jednak mamy plany by stał się w przyszłości czymś znacznie większym.
TS: Zgadza się, dziennik podróży to przede wszystkim relacjonowanie swoich wojaży i dodanie do tego opisow, fotek, filmów. Chcemy, by Mapness mogło również służyć za "social planner" - osadzone w kontekście społeczności podróżniczej narzędzie do planowania palcem po mapie.
PZ: Co da użytkownikom taka możliwość planowania?
TS: To lekarstwo na agencje turystyczne online, które pokazują kilka mini fotek plaży i dwa paragrafy tekstu i oczekują, że na tej podstawie klient zdecyduje się na wybór wycieczki czy dwutygodniowych wakacji.
MP: Chcemy, by użytkownik miał możliwość dokładnego zaplanowania podróży, z uwzględnieniem najdrobniejszych szczegółów i dostępem do informacji, jakimi dzielą się inni.
PZ: Czy projektem zajmujecie się we dwóch?
MP: Tomek jest odpowiedzialny za projekt interakcji, za część serwerową odpowiedzialny jestem ja i nieobecny dziś Wojtek Kosiński.
TS: Napisałem też większość JavaScriptu, który przejął teraz Michał.
MP: Też mi coś. Wcale nie większość! (śmiech)
TS: Jak widać, zespół jest zgrany i świetnie się dogadujemy.
PZ: Z tego co wiem, projekt działa od kilku miesięcy. Wy znacie się znacznie dłużej, prawda?
MP: Tak, będzie tego dziesięć lat, z przerwami na trzeźwienie (śmiech).
TS: Wszyscy pochodzimy z jednego osiedla w Lublinie - na dalekim wschodzie kraju.
PZ: Dlaczego więc zaczęliście wspólny projekt dopiero teraz?
MP: Myślę, że musieliśmy do tego dorosnąć, po skończeniu studiów pojawiła się taka możliwość, więc staramy się ją wykorzystać.
TS: Tak, zwłaszcza, odkąd skreśliliśmy nasz pewniak, serwis randkowy (śmiech).
PZ: Jak zaczęło się życie Mapness?
TS: Michał jest motocyklistą, pomysł przyszedł mu do głowy, kiedy kolejny raz wyznaczał trasę, wbijając szpilki w mapę rozwieszoną na tablicy korkowej.
MP: To prawda, na początku chciałem zbudować narzędzie tylko dla siebie, ale szybko okazało się, że mamy masę pomysłów.
TS: Uznaliśmy, że pomysł ma duży potencjał, nie tylko dla motocyklistów, ale dla każdego, kto podróżuje lub chce to robić.
MP: Można pokazać znajomym, gdzie się było, dołączając zdjęcia do poszczególnych etapów wyprawy, ale można też zaplanować trasę przyszłej wycieczki.
TS: Szukaliśmy pomysłu, który pozwoli nam ruszyć z własnym startupem i pomysł Michała okazał się dla zespołu strzałem w dziesiątkę.
PZ: Można więc powiedzieć, że chociaż szukaliście pomysłu na biznes, serwis powstał z potrzeby rozwiązania problemu. Czy żadne z narzędzi konkurencyjnych nie było dość dobre?
TS: Musimy się przyznać, że na początku znaliśmy tylko część naszych konkurentów. Stwierdziliśmy, że ich oferta jest średnia - blogi z pseudopodróżniczą metką. O reszcie dowiedzieliśmy się po fakcie, kiedy przygotowywaliśmy nasz biznesplan, a także w trakcie rozmów z ludźmi z branży.
MP: Choćby po naszej prezentacji na 3camp okazało się, że podobne serwisy wyrastają jak grzyby po deszczu. Obecnie śledzimy ponad dwadzieścia z nich, dość wnikliwie, ze względu na ich podobieństwo do naszego projektu.
TS: Na szczęście konkurencja traktuje mapy jako dodatek, podczas gdy u nas stanowią podstawę. Są osią, na której dopiero przedstawiana jest relacja bądź plan podróży.
PZ: Nie boicie się konkurencji?
MP: Największym zagrożeniem są dla nas serwisy, za którymi stoi duży kapitał albo ogromna maszyna marketingowa. Z nimi nie wystarczy konkurować na poziomie oferowanych funkcji czy użyteczności.
PZ: A co z naprawdę dużymi firmami?
TS: Z Google konkurować nie zamierzamy, bo to z góry przegrana bitwa (śmiech). Wiemy natomiast, że giganci pokroju Google oferują bardzo ogólne rozwiązania, które do wielu zastosowań wymagają zbyt wiele ze strony użytkownika. Proponując wersję dopasowaną do konkretnego zastosowania, wychodzimy naprzeciw potrzebom naszej grupy docelowej. Jesteśmy mali i zwinni, szczególnie Michał (śmiech), dzięki czemu łatwo możemy dostosować się do zmieniających się potrzeb i to jest nasza zaleta w stosunku do gigantów.
MP: Nie jesteśmy też związani szczegółowymi kontraktami, dzięki czemu możemy wprowadzać narzędzia ułatwiające integrację z innymi serwisami, na co duże koncerny nie mogą sobie pozwolić.
PZ: Jak wyglądają wasze dalsze plany rozwoju? Czy możemy liczyć na API? Integrację z odbiornikami GPS? A może śledzenie trasy na żywo?
MP: Tak, to wszystko mamy w planach, a także wersję mobilną.
TS: Urządzenia przenośne uważamy za istotny etap naszego rozwoju, tam właśnie widzimy przyszłość sieci.
PZ: W Polsce może to stanowić problem, bo pod tym względem stanowimy chyba niewielki rynek?
TS: Zgadza się, w Polsce na samych mobilnych rozwiązaniach oprzeć swój biznes i zarobić mogą tylko najwięksi. Dla polskich użytkowników serwisu nasza oferta dla urządzeń przenośnych będzie stanowić rozwiązanie komplementarne, ale nie skupiamy się tylko na polskim rynku. Szlaki mamy już przetarte zarówno w Stanach, jak i w Azji.
MP: Z dodatkowych funkcji, chcemy wprowadzić także możliwość geolokowania autora relacji za pomocą nadajników sieci komórkowych jako alternatywy dla GPS.
TS: Możesz się również spodziewać, że już niedługo, po powrocie z wyjazdu, twój telefon zapyta cię, czy chciałbyś umieścić całą przebytą trasę na Mapness. Oczywiście także z możliwością relacjonowania live przez GPRS i inne dostępne w podróży metody łączności.
PZ: Waszym celem jest zatem cały świat, ciężko jednak jednocześnie prowadzić działania promocyjne na tak dużym terenie. Gdzie teraz skupiacie swoje zainteresowanie?
TS: W początkowej fazie skupiamy swój marketing tu, gdzie mamy najwięcej kontaktów i najszersze możliwości. Do tej pory była to Polska i UK, głównie ze względu na to, że jesteśmy ograniczeni własnymi funduszami.
MP: Widzimy duży potencjał w rozwijających się ciągle rynkach turystyki online w Europie i USA. Do tego trzeba jednak funduszy, a jeszcze do niedawna projekt rozwijany był tylko po godzinach, w garażu (śmiech).
TS: Teraz ja odszedłem z pracy, cały swój czas inwestujemy w rozwój projektu. Rozmawiamy również z inwestorami, którzy umożliwią nam zrealizowanie naszych celów.
PZ: Myśleliście o sprzedaży usług dla wielu różnych marek, czy może o jednym strategicznym inwestorze?
MP: Kierować się chcemy raczej w stronę współpracy z obecnie liczącymi się graczami sektora turystyki online. Chcemy, by Mapness stało się kolejnym kanałem sprzedaży ich usług, jednocześnie zwiększając wartość serwisu dla społeczności.
TS: Dokładnie. Chcemy połączyć wiedzę użytkowników tworzących społeczność podróżników z odpowiednio dobranymi ofertami firm działających w tej branży.
PZ: Czy to znaczy, że w serwisie pojawi się sponsorowany content lub reklamy?
MP: Szukamy takiego inwestora, który pozwoli nam rozwinąć produkt technologicznie, pozwalając na zdobycie dodatkowych rąk do pracy, a jednocześnie prowadzić działania marketingowe, dzięki którym przekroczymy tipping point i masę krytyczną niezbędną do przetrwania na rynku.
TS: Bardziej od tradycyjnych reklam podoba nam się pomysł powiązania treści tworzonych i zarządzanych przez społeczność z odpowiednio dobranymi ofertami firm zewnętrznych.
PZ: Mimo dużych planów mało o was słychać w polskiej sieci?
MP: Niestety. Ostatnio ruszył szeroko opisywany przez polską blogosferę Kolumber. My jesteśmy w sieci od połowy grudnia, ale nie zostaliśmy jeszcze przez nikogo opisani. Najpopularniejsi jesteśmy w Belgii, gdzie opisał nas jeden z bardziej poczytnych blogów. Dalej USA i Polska, ale tu, co by nie mówić, szału nie ma (śmiech).
TS: Z dwóch opcji, wolimy dopracowywać serwis, niż na siłę szukać rozgłosu. Myślę, że znalezienie inwestora dużo na tym polu zmieni. Dość powiedzieć, że liczba unikalnych wizyt w stosunku do zeszłego miesiąca wydłużyła się o jedną cyfrę, jesteśmy dobrej myśli.
PZ: Wróćmy jeszcze do historii. Wspomnieliście, że znacie się od dziesięciu lat, jak to wpływa na wasze wzajemne stosunki?
TS: Zaczęło się od gier RPG, potem staliśmy się nierozłączni. Następnie życie rozrzuciło nas nieco po świecie, ale stale utrzymujemy kontakt i w każde święta alkoholizujemy się w komplecie (śmiech). Wszyscy dookoła twierdzą, że biznes z przyjaciółmi to pomyłka, że nie należy nigdy łączyć przyjaźni i pieniędzy. Dla nas to trochę zabawne, bo nie dość, że nie mamy z tym problemów, to dodatkowo bardzo nam to pomaga.
MP: Obcego człowieka ciężko odpowiednio zmotywować, jeśli wiesz, co mam na myśli. Starego kumpla wystarczy opieprzyć, że jest leniwą łajzą (śmiech).
TS: Nie zawsze słyszy się same miłe rzeczy, ale silna interakcja między członkami zespołu daje dużego kopa, jeśli chodzi o nastawienie do projektu.
PZ: A okres studiów? Czy uważacie, że warto było je kończyć?
MP: Moim zdaniem nie warto. Najważniejsze umiejętności są jednak kwestią zacięcia i samodoskonalenia. Reszta to doświadczenie zawodowe, którego na studiach nie znajdziesz.
TS: Trudne pytanie. Ja kończyłem inżynierię biomedyczną na Politechnice Gdańskiej. O inżynierii nadal wiem niewiele, została mi tylko mammografia, którą praktykuję w ramach hobby (śmiech). Myślę, że najważniejsze, co dają studia, to kontakt z ciekawymi ludźmi i cały aspekt socjalny, jaki się z tym wiąże. Pieniądze i praca to nie wszystko.
PZ: Na koniec pozostaje mi spytać, jakie to uczucie, zbudować swój pierwszy poważny startup?
TS: Dużo dobrej zabawy. Przez pierwszych kilka miesięcy każdy z nas robił w Mapness tylko to, co lubi. Potem bum! Biznesplan, projekcja dochodów, kosztów, bilanse, marketing - mniej dla nas przyjemne, ale dużo się uczymy. Ważna jest też umiejętność radzenia sobie z konfliktami, jakie wynikają w trakcie wspomnianych przygotowań. Trzeba umieć zażegnać je, zanim się rozwiną i staną się realnym problemem. Na początku to wydają się drobne rzeczy, ale kiedy z kolegami spędzasz w miesiącu więcej nocy niż ze swoją dziewczyną, to konflikty stają się nieuniknione (śmiech).
MP: Nadal ze sobą wytrzymujemy i to jest najważniesze. Reszta to realizacja naszych marzeń i ostateczne opanowanie świata (śmiech).
PZ: Dziękuję za rozmowę i pozdrawiam serdecznie, życząc sukcesu.