Dziś przekonałem się, że grywalne wytwory opensource nie kończą się na Bitwie o Wesnoth, NetHacku i Nexuiz (ten ostatni ma podobno trafić pod koniec roku na konsole)¹.

Znalazłem jednak Frogatto i opadła mi szczęka. Aż trudno uwierzyć, że coś tak pięknego powstało i ukrywa się pomiędzy pięćset dwunastym roguelike i tysiąc piątą grą o epickich przygodach pingwina Tuksa.

¹ Warsow, choć grą jest dobrą i wygląda ślicznie, nie ma otwartego kodu.

Frogatto

Frogatto można nazwać platformówką, jednak byłoby to określenie bardzo krzywdzące. Co prawda skaczemy po platformach by połykać kolejnych przeciwników i pluć nimi w stylu Kirbiego, lecz rozgrywka nie ogranicza się do nieustannego biegnięcia-w-prawo. Pojawiają się walki z bossami, dźwignie, zamknięte drzwi, klucze, ukryte części poziomów, a nawet całe dodatkowe plansze. Jest też złoto, które zbieramy, by następnie wydać je w sklepie na nowe umiejętności dla głównego bohatera. W każdej chwili możemy również powrócić do zwiedzonej już części świata i jeszcze raz przeczesać zakamarki w poszukiwaniu ukrytych monet.

To wszystko ubrane jest w prześliczny pixel art, przywodzący na myśl Flashback i prace Henka Nieborga oraz oprawę dźwiękową żywcem wyjętą z czasów świetności szesnastobitowców. Jedyną wadą gry jest fakt, że nie starcza jej na zbyt długo. Serdecznie polecam.