Od wczorajszego wczesnego popołudnia nie mogłem się zalogować na swoje konto GTalk za pomocą żadnego komunikatora. Nic, zero, nada. GMail nadal działał bez zarzutu, czat na stronie logował się momentalnie, słońce świeciło, a Elvis wciąż był martwy. Zacząłem podejrzewać najgorsze.
Kiedy przyjechałem do domu, okazało się, że miałem rację — kończyło mi się piwo. Niezrażony, spróbowałem mimo wszystko skorzystać z komunikatora. Niestety — z podobnym skutkiem. Powoli zaczynałem przypuszczać, że coś jest nie tak. Sprawa była grubymi nićmi szyta. Bez wątpienia komuś zależało, by zerwać moje kontakty z Karolem z warzywniaka pod oknem. Czyżby cena ogórków szklarniowych miała wkrótce przekroczyć cenę cukru, a ten biedny chłopak próbował mnie ostrzec?
Dziś rano wznowiłem dochodzenie. Już w tramwaju byłem pewien, że ktoś mnie śledzi. Jakie jest bowiem prawdopodobieństwo, by sześćdziesiąt trzy osoby jechały akurat w tym samym kierunku, co ja? Dotarłem do biura, by zaraz po wejściu wytoczyć najcięższe działa: sięgnąłem do działu pomocy Google.
Jeśli zatem i ciebie chcą pozbawić kontaktu z Karolem, rychło wnijdź pod adres wskazany poniżej: