Miałem nadzieję, że moje przygody z pozwami skończyły się wraz z poprzednią notką w wątku. Wiemy jednak, że życie lubi zaskakiwać, czyż nie1? Po powrocie z urlopu z otwartymi ramionami przywitał mnie kolejny email z wymiarem sprawiedliwości w tle. Od kogo? Wydaje mi się, że ogłoszenie konkursu w tej sprawie byłoby niecelowe.

1 miłośnicy Pratchetta mogliby w tym miejscu słusznie zauważyć, że obiekty w lusterku wstecznym mogą znajdować się bliżej, niż się wydaje

Tym razem pan Dariusz pisze (email z dnia 16. sierpnia, pisownia oryginalna, pozwolę sobie na wtrącenia):

Witam

Właśnie wróciłem z długiego dwu miesięcznego urlopu i widzę, że nadal oba artykuły o moich programach nie są usunięte i powielają się na coraz większej ilości stron internetowych. Wygląda na to, że nie zwracasz uwagi na popełniane przestępstwa. Powiem ci jak zareagował adwokat, gdy zobaczył twój drugi artykuł zawierający moją prywatną korespondencję: uśmiechnął się i powiedział "to chyba jakiś samobójca".

Nie jest mi znany wyrok sądu, który uznawałby moje postępowanie za noszące znamiona przestępstwa. Z pewnością nie jest nim udzielanie porad w kwestii poprawienia słabo napisanego programu (który autor sam określił jako wersję beta).

* badania przeprowadzone na grupie kontrolnej zawierającej prawników sztuk jeden; tytuł programu użyty wyłącznie w celach informacyjnych

W pierwszym artykule naruszyłeś moje dobra osobiste m.in. pomawiając mnie o to, że jestem podejrzanym typem, który może fałszować swoje dane osobowe w licencji programu i tworzy podejrzane programy, które należy unikać. Mimo, że zostałeś poinformowany o naruszeniu prawa, to w pełni świadomie popełniłeś kolejne przestępstwo - publikując moją prywatną korespondencję ponownie naruszyłeś moje dobra osobiste (prawo do prywatności). Jest tylko jedna kategoria listów, które mogą być rozpowszechniane publicznie - tzw. listy otwarte. Wszystkie inne podlegają ochronie prawa. Mój list adresowany był tylko do jednej, konkretnej osoby.

Czy jest przestępstwem wyrażenie wątpliwości co do godności (czyt: imienia i nazwiska) autora? Wszak ten ostatni zarówno w archiwum z programem, jak i na jego stronie internetowej figurował jako niewiele mówiący dariuszdev gmail com (stanu bieżącego nie zbadano ze względu na nikłe zainteresowanie niżej podpisanego tytułowym wynalazkiem). Nie sądziłem, żeby faktycznie nosił dźwięczne i jakże rdzennie polskie nazwisko Dev2, toteż i imię nie wydało mi się pewne.

2 w czym upewniłem się po lekturze treści już piątego listu od pana Dariusza, kiedy to był łaskaw zdradzić mi swoje nazwisko, które skrzętnie zamaskował także na zdjęciu złożonego na policji doniesienia o popełnieniu przestępstwa

Przy okazji zauważmy, że mowa jest o licencji programu. Niestety, nie udało mi się z nią nigdy zapoznać, gdyż plik tekstowy z opisem programu stanowi, że licencja znajduje się wewnątrz programu, w którymś z menu. Mamy więc jajko-niespodziankę, na którym małym druczkiem umieszczono zapis o takiej mniej-więcej treści: naruszenie zewnętrznej powłoki czekolady jest jednoznaczne z akceptacją warunków umowy, która znajduje się w środku. Nic więc dziwnego, że nigdy nie uruchomiłem programu, skoro wymagałoby to czynu niemożliwego — wcześniejszego, zapewne telepatycznego, zapoznania się z warunkami i akceptacji owej licencji, prawda? Tutaj pozwolę sobie wyrazić nadzieję (sprawdzić nie mogę), że przynajmniej tam znajdują się dane osobowe pana Dariusza, gdyż dziwnym jest3 zjawiskiem licencja, w której nie występuje strona udzielająca.

3 wbrew poglądom, jakie głosi Wilq, znamienity polski poeta

Panu Dariuszowi zaś spieszę z wyjaśnieniem, że do publikacji nie wykorzystałem jego prywatnej korespondencji. Dużo wygodniej było mi użyć tej kopii, którą sam był łaskaw dostarczyć do mojej skrzynki elektronicznej4. Być może dopuściłem się tym samym naruszenia tajemnicy własnej korespondencji, czym mogłem spowodować u siebie niepowetowane straty, jednak wydaje mi się, iż niezwykle ciężko byłoby udowodnić sobie samemu przed sądem, że uczyniłem to bez własnej zgody.

4 firma Google z pewnością będzie w stanie potwierdzić sygnaturę wiadomości odebranej przez własny serwer: af3c9b1e0804200828t2c8e51e3r848c2999b8edeb31@mail.gmail.com

Trzeba bowiem wiedzieć, że w świetle przepisów, prawo pełnego dysponowania korespondencją należy do odbiorcy, a odbiorcą w tym przypadku jestem ja. Gdyby taki hipotetyczny pan Roman przyszedł i upublicznił kompromitującą wiadomość skierowaną do mnie przez pana Dariusza, oj — wtedy byśmy się pogniewali. Poczta adresowana do mnie jest bowiem chroniona przez ustawę o ochronie praw autorskich i pokrewnych jeszcze w dwadzieścia lat po moim zgonie, którego — mimo sugestii ze strony szacownego grona adwokackiego — w najbliższym czasie nie planuję.

Zapewniam również, że w posiadanie własnej poczty wchodzę drogą legalną i bez użycia specjalnych urządzeń podsłuchowych, a publikując informację o czekającym mnie pozwie nie naruszyłem tajemnicy chronionej żadną umową pomiędzy mną i panem Dariuszem.

Na twoją niekorzyść działa to, że opublikowałeś moją prywatną korespondencję po to, aby po raz kolejny naruszyć moje dobra osobiste, mimo że byłeś już poinformowany o złamaniu prawa w pierwszym artykule. Kilka artykułów agresywnie atakujących moją osobę wyraźnie wskazuje na działanie z premedytacją, celowe a nie przypadkowe popełnianie przestępstw, co zawsze skutkuje wyższą karą wymierzaną przez Sąd.

W związku z publikacją mojej prywatnej korespondencji na wielu stronach internetowych do aktu oskarżenia dodane zostaną kolejne zarzuty dotyczące naruszenia moich dóbr osobistych - prawa do prywatności.

Oczekuję niezwłocznego usunięcia obu artykułów z wszystkich stron w internecie na których są umieszczone.

Na sprawie karnej oprócz kary z art.212 KK p.2 i usunięcia artykułów, będę domagał się też zadośćuczynienia finansowego za naruszanie moich dóbr osobistych w tym prawa do prywatności.

Dalej mamy tradycyjne straszenie sądem. Oczywiście nie mówimy tu o groźbie bezprawnej, bo ta ostatnia jest przestępstwem i podlega karze pozbawienia wolności do lat trzech5 i… pojawiła się nieco wcześniej.

5 por. art. 115 § 12 oraz art. 191. § 1 kodeksu karnego; czytelników z upośledzoną zdolnością czytania ze zrozumieniem informuję, że do lat trzech nie dotyczy wieku osoby dopuszczającej się czynu

Oto czytam bowiem w emailu od pana Dariusza z 20. kwietnia (pisownia oryginalna):

Jak sprawa nie zakończy się od razu i narosną duże straty, to będę musiał wysłać pozew cywilny trafi do Sądu.

Więc nie trać czasu teraz jeszcze jestem w stanie zakceptować niezbyt wielkie straty i na wszystko przymknać oko i wycofać zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa.

Mamy więc groźbę spowodowania postępowania karnego lub rozgłoszenia wiadomości uwłaczającej czci zagrożonego lub jego osoby najbliższej zastosowaną w celu zmuszenia innej osoby do określonego działania, zaniechania lub znoszenia.